Żyjemy w czasach gdzie modą zaczyna być sposób na lepszy wygląd ciała. Chodzimy na siłownie, kupujemy sprzęty do ćwiczeń, zdrowo się odżywiamy. Ale w tym wszystkim wielu zapomina o polepszeniu stanu ducha i rozsądku. Tylko po to, żeby być trendy.
Dziś postanowiłem sobie, że zainwestuję i kupię w promocji pas stymulujący mięśnie brzucha. A co :P Więc wstałem wcześnie rano (bo to jedyna opcja załapania się na towar w promocji) i podjechałem rowerem do najbliższego Lidla. Miałem okazję osobiście być świadkiem ludzkich zachowań, byle tylko być trendy i fit :) i przy okazji trafić na promocję. Paniusie w furach czekające w ogrzewanym pomieszczeniu byle tylko załapać się na getry z Lidla. Inne paniusie, którym nie chciało się wstać wcześniej, a mąż pewnie zabrał auto, przyjechały sobie taksówkami byle załapać się na tanie ciężarki w promocji i getry. Ach jaki przede mną paradoks. Ale chwila, za chwile otwierają i w tym momencie kultura o której tyle się mówi znika. Ów paniusie przepychają się, wciskają przed ciebie byle być pierwszym przy swoich wymarzonych getrach do fitnessu. Na szczęście dla mnie, pasy nie miały takiego powodzenia jak getry, więc mnie nie wypchano z kosza w którym pasy leżały. Ale widok z filmików na YT potwierdzam osobiście. Starsze panie biorą po kilkanaście sztuk nie patrząc jakie biorą (pewnie na handel), a młodsze przerzucają, przebierają, rozrywają. Wziąłem pierwsze lepsze pudełko z pasem i skierowałem się w stronę kas. Tak... dla mnie, to by było na tyle z zakupów, a za mną został chaos, któremu przyglądali się z ironicznym uśmiechem pracownicy sklepu. Poza tym, dziś chyba pójdę jeszcze na basen.
Zsumujmy:
- przyjechać taksówką lub furą, tylko po to żeby kupić tańsze ciuchy do fitness
- być "damą" tylko po to, żeby przed sklepem i w sklepie zachowywać się jak szarańcza
- kupić coś związanego z fitness (ciuchy, sprzęt) żeby móc się pochwalić, że dba się o zdrowie, ale czy potem to będzie używane?
Podobny paradoks widuje codziennie (czy to zima, czy lato), kiedy jadę do pracy rowerem mijając siłownię i widzę dbających "o sylwetkę", którzy kilkadziesiąt/set metrów pokonali w korkach swoimi furami, tylko po to, żeby pobiegać na bieżni, albo na rowerze stacjonarnym. Zimą tacy tłumaczą się, że za zimno, ale latem? Za gorąco? Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że mieszkam w rejonie, gdzie jest pełno lasów, parków, miejsc do lepszego spędzenia na kształtowaniu swego wyglądu niż patrzenie się w betonową ścianę jadąc stacjonarnym rowerem. A może chodzi o coś innego?